Szczycieńska uczelnia policyjna chce kultywować tradycje przedwojennej „granatowej” policji. Idea ta towarzyszyła dwudniowemu seminarium poświęconemu tragedii funkcjonariuszy zamordowanym przez Rosjan w 1940 roku. W jego trakcie otwarto także Izbę Pamięci Polskiej Policji, a jednej z sal wykładowych nadano imię kapelana Rodzin Katyńskich, księdza Zdzisława Peszkowskiego.

Znaki pamięci

ZAPOMNIENI POLICJANCI

W powszechnej świadomości pokutuje przekonanie, że mord w Katyniu dotknął głównie oficerów Wojska Polskiego. Zdecydowanie mniej przy tej okazji mówi się o policjantach. Tymczasem to właśnie oni, obok wojskowych, byli grupą najzacieklej zwalczaną przez radzieckiego okupanta. Wiosną 1940 roku Rosjanie wymordowali tysiące funkcjonariuszy polskiej policji państwowej. Zorganizowane w szczycieńskiej WSPol. w dniach 15-16 listopada seminarium „Policyjne znaki pamięci” miało na celu przede wszystkim przypomnienie o tym fakcie oraz ukazanie bogatej tradycji przedwojennej formacji stojącej na straży porządku publicznego. Po raz pierwszy odbyło się ono w roku ubiegłym, jego program był jednak znacznie skromniejszy.

- Odzew i zainteresowanie, z jakim spotkało się pierwsze seminarium skłoniły nas do zorganizowania go także w tym roku - tłumaczy rzecznik WSPol. nadkom. Marcin Piotrowski.

Honorowy patronat nad przedsięwzięciem objął Komendant Główny Policji. Wśród zaproszonych gości był Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz przedstawiciele Stowarzyszenia „Rodzina Policyjna 1939” i Warszawskiego Stowarzyszenia „Rodzina Policyjna 1939”. Obie organizacje skupiają najbliższych zamordowanych funkcjonariuszy - ich dzieci, wnuki, a nawet prawnuki.

PATRON I IZBA

Seminarium rozpoczęło się w czwartek 15 listopada projekcją filmu „Katyń” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Potem dokonano uroczystego nadania Auli Centrum Konferencyjnego imienia księdza prałata Zdzisława Peszkowskiego. Podczas pierwszego dnia seminarium otwarto także Izbę Pamięci Polskiej Policji. W tym minimuzeum mieszczącym się na terenie szkoły znalazły się pamiątki, listy z obozów internowania oraz dokumenty związane z formacją policyjną II RP. Wśród eksponatów są też tablice i emblematy z przedwojennych posterunków. Wszystkie przedmioty to dary osób z całej Polski, głównie rodzin policjantów. W izbie można oglądać również mundury z różnych okresów historycznych. Na razie dominują jednak te z czasów PRL-u, bo o nie stosunkowo najłatwiej. Brak wśród nich oryginalnego munduru sprzed II wojny światowej.

- Zwracamy się z apelem do wszystkich, którzy mają w domach pamiątki związane z policją, by przekazywali je do izby - prosi Marcin Piotrowski.

LOSY RÓŻNE, ALE TRAGICZNE

Głównym punktem seminarium były piątkowe wystąpienia i prelekcje, będące niewątpliwie ciekawą lekcją historii. Przysłuchiwali się im studenci WSPol. oraz uczniowie ze szczycieńskiego LO. Oprócz wspomnianego już Andrzeja Przewoźnika, w seminaryjnych wykładach uczestniczył również biskup Jacek Jezierski, przedstawiciel Komendanta Głównego Policji oraz kierownictwo szkoły. Prowadzący seminarium profesor Piotr Majer zwracał uwagę na to, że świadomość dotycząca tego, że w Katyniu ginęli policjanci, wciąż z trudem dociera do społeczeństwa. Jako przykład podał film Wajdy, gdzie bohaterami są tylko żołnierze. Profesor opowiedział słuchaczom o sytuacji funkcjonariuszy policji w chwili wybuchu II wojny światowej. W 1939 roku było ich ogółem 30 tysięcy. Połowa z nich znalazła się pod okupacją niemiecką, połowa pod radziecką. Ich losy różniły się jednak diametralnie, choć w obu przypadkach naznaczone były tragizmem. Hitlerowcy postanowili bowiem wykorzystać polskich policjantów do dalszej służby, co rzucało na nich cień podejrzenia o współpracę z Niemcami.

- Zachowali życie, ale stracili honor - mówił profesor Majer, dodając, że pogląd mówiący o tym, że kolaborowali z wrogiem, a głoszony szczególnie w okresie PRL-u, był krzywdzący i uproszczony.

Pod okupacją radziecką polscy policjanci zostali uznani, na równi z oficerami wojska, za największych wrogów. Rozpoczęły się wyłapywania, aresztowania i obozy. Funkcjonariusze policji trafiali przeważnie do Ostaszkowa, gdzie znaleźli się również żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza oraz funkcjonariusze straży granicznej. Na początku marca 1940 roku ścisłe kierownictwo władz radzieckich podjęło decyzję o zastosowaniu wobec nic najwyższej kary. Egzekucje zaczęto wykonywać w kwietniu. Policjanci więzieni w Ostaszkowie zostali pochowani w Miednoje, co wyszło na jaw dopiero na początku lat 90.

ROSJANIE NIE POZWALAJĄ

O martyrologii polskich policjantów mówił także sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik, który przybliżył słuchaczom kulisy zbrodni oraz sylwetki osób bezpośrednio za nią odpowiedzialnych. Ten fragment prelekcji, obrazujący bezwzględność i bestialstwo Rosjan był szczególnie wstrząsający.

- Jeden ze zbrodniarzy, Błochin, chwalił się, że własnoręcznie z pistoletu zastrzelił 15 tysięcy ludzi. Proszę państwa, nie ma Niemca, który dopuściłby się podobnego czynu - mówił Andrzej Przewoźnik. Sekretarz ROPWiM pokazywał również współczesne fotografie miejsc, gdzie byli więzieni i zabijani polscy policjanci - Ostaszkowa oraz Tweru. W tej ostatniej miejscowości, w piwnicy ówczesnej lokalnej siedziby NKWD dokonywano egzekucji.

- Dziś Rosjanie nie pozwalają robić tam zdjęć i nie godzą się, by stworzyć izbę pamięci - mówił Andrzej Przewoźnik.

Podobne trudności z upamiętnieniem miejsc kaźni i pochówku Polaków występują na Ukrainie i Białorusi. Sekretarz, zwracając się na koniec do słuchaczy WSPol. zachęcał ich do tego, by pamiętali o dokonaniach swoich poprzedników z czasów II Rzeczpospolitej.

- Niestety bardzo często zapomina się o tej tradycji, a sięga się do powojennej, niepolskiej, pochodzącej od tych, którzy polską policję chcieli zniszczyć - podkreślał Andrzej Przewoźnik.

PŁACZ BABCI

Seminarium stało się także okazją do spotkania przedstawicieli różnych pokoleń rodzin zamordowanych policjantów. Adam Szwedka ze Stowarzyszenia „Rodzina Policyjna” w Katowicach jest prawnukiem starszego posterunkowego Adama Nowaka. Na cmentarzu w Miednoje, gdzie spoczywa jego pradziadek był już trzy razy. Najbardziej zapamiętał jednak pierwszą wizytę na nekropolii. Kiedy odnalazł tabliczkę z imieniem i nazwiskiem pradziadka, od razu zadzwonił do babci, córki zamordowanego policjanta.

- Kiedy powiedziałem, że właśnie stoję nad grobem jej ojca, usłyszałem w telefonie płacz. Nigdy wcześniej nie słyszałem babci płaczącej - wspomina Adam Szwedka.

PÓŁ WIEKU MILCZENIA

Tadeusz Konon, prezes Warszawskiego Stowarzyszenia „Rodzina Policyjna 1939” po raz ostatni widział swojego ojca Wincentego, mając niespełna trzynaście lat.

- Powiedział wtedy, że jako najstarszy mężczyzna w rodzinie mam się zająć trzema braćmi i mamą - opowiada Tadeusz Konon.

Jego ojciec, jako dziewiętnastoletni młodzieniec, jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości, był nauczycielem ludowym. Jako ochotnik wstąpił do wojska. Uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. Dwa lata później został policjantem. Służył w Białymstoku, Wilnie, Grodnie, Druskiennikach, Wrześni i Środzie Wielkopolskiej. Tam zastał go wybuch wojny. Pomagał w ewakuacji miejscowej inteligencji, potem na rowerze pojechał do broniącej się Warszawy. Po otrzymaniu rozkazu stawienia się w punkcie zbornym w Mińsku wyruszył na wschód. Do niewoli trafił w Równem. Od tamtej pory ślad po nim zaginął. Po wojnie rodzina szukała go przez Czerwony Krzyż. Bez skutku.

- Matka liczyła na to, że trafił do kopalni albo pracuje przy wyrębie lasów - mówi pan Tadeusz. Prawdy o losie męża nie dane było jej poznać. Zmarła w 1981 roku. Synowie dowiedzieli się o wszystkim dopiero na początku lat 90.

- Te pół wieku milczenia wpłynęło na kształtowanie się mojej osobowości - przyznaje Tadeusz Konon.

Mimo trudności stwarzanych przez władze PRL zarówno on, jak i jego bracia pokończyli studia. Dziś pan Tadeusz mieszka w Warszawie i pracuje na rzecz zachowania pamięci o zamordowanych policjantach. Kierowane przez niego stowarzyszenie podejmuje m.in. działania służące przywróceniu dobrego imienia przedwojennej policji poprzez uchylenie dekretu PKWN z 1944 roku, który rozwiązał „granatową” policję, a jej funkcjonariuszy skazał na infamię, uznając ich za zdrajców i kolaborantów. Członkowie organizacji skupiającej rodziny zabitych nagradzają też osoby i instytucje zasłużone w utrwalaniu pamięci o poległych policjantach, przyznając im Medal Pamięci „Pieta Miednoje 1940 r.”

Ewa Kułakowska/Fot. T. Muraszko