To, że Krzysztof Mańkowski został dyrektorem Miejskiego Ośrodka Sportowego - nikogo nie dziwi. Nie jest jednak prawdą, że został wybrany z braku... konkurencji. Dziś nikt nie dojdzie, jak to się stało, że inne oferty "zagubiły" się w urzędniczych szufladach, bo każdy twierdzi, że zrobił to, co do niego należało. Publicznie pokajał się burmistrz - bo jako szefowi tych urzędników - tak wypada.

Jak informowaliśmy w poprzednim numerze, burmistrz Bielinowicz na szefa od miejskiego sportu, a dokładniej od obiektów sportowych, powołał Krzysztofa Mańkowskiego, przewodniczącego Rady Powiatu, szefa powiatowych struktur SLD i nauczyciela w-f w jednej osobie. Podejrzenia o polityczne podłoże personalnej decyzji były odpierane stwierdzeniem, że o dyrektorską funkcję oprócz Mańkowskiego, nikt się więcej nie ubiegał. A to akurat nie jest prawdą. Łącznie wpłynęły trzy oferty, z których jedna, pod względem zarówno formalnym (termin) jak i merytorycznym (walory zawodowe i doświadczenie) spełniała wszelkie warunki.

- Nie kwestionuję wyboru, jakiego dokonał burmistrz. Miał do tego pełne prawo. Ale stwierdzenie, że nie było więcej ofert, gdy swoją złożyłem zgodnie ze wszystkimi wymogami, odbieram jako lekceważenie - mówi Mariusz Studniak, nauczyciel w-f w Gimnazjum nr 2, trener koszykówki z II stopniem specjalizacji, z uprawnieniami z zakresu organizacji i zarządzania w oświacie.

W środę 17 marca, czyli ostatniego możliwego dnia, złożył swoją ofertę w sekretariacie urzędu. W tym samym dniu, jak zapewnia, powiadomił o zamiarze kandydowania naczelnika wydziału oświaty Roberta Dobrońskiego. Ten - jak wynika z wewnętrznego, urzędowego śledztwa - zapewnia, że powiadomił burmistrza o tym, że wpłynęła jedna oferta i "miał na myśli" właśnie tę Studniaka. Burmistrz twierdzi, że ta oferta dotarła do jego rąk po terminie.

- Pisma obu panów (Studniaka i Mańkowskiego - przyp. H.B.) czytałem i analizowałem, ale błędnie przyjąłem, że ta jedna wpłynęła po terminie, a więc to tak, jakby jej nie było. Dlatego mówiłem o jednej tylko ofercie i stąd moje przeprosiny na łamach mediów - powiedział, choć z innych źródeł "Kurek" wie, że jeszcze tydzień po terminie składania ofert burmistrz nic nie wiedział o istnieniu drugiej oferty.

Jak to możliwe? Wiadomo, że wpływające do urzędu pisma krążą między różnymi gabinetami. Na każdym etapie są parafowane: przez burmistrza, zastępcę, sekretarza. Jaką drogę przebyła oferta Mariusza Studniaka? Kiedy swoją, dokładnie, złożył Mańkowski? Takich szczegółów ratuszowi urzędnicy zdradzić nie chcą. Może ze względu na wnioski, jakie można by z kolejności zdarzeń wyciągnąć.

- Ten urząd chce być przyjazny dla petenta! Trudno będzie to osiągnąć, jeśli tak się traktuje pisma, ludzi i sprawy - komentuje rozgoryczony Mariusz Studniak. Jego niesmak łagodzą nieco burmistrzowe przeprosiny, ale odium lekceważenia pozostaje.

(hab)

PRZEPRASZAM

W związku z podaną przeze mnie błędną informacją do prasy, że wpłynęła tylko jedna oferta na stanowisko dyrektora MOS-u, serdecznie przepraszam pana Mariusza Studniaka i Czytelników.

Błąd powstał z mojego niedopatrzenia. Błędnie uznałem, że Pańska oferta wpłynęła po terminie zgłoszeń.

Dziękuję panu za złożoną ofertę.

Doceniając pańskie zaangażowanie w dzieło krzewienia kultury fizycznej w naszym mieście, pozostaję z nadzieją na współpracę.

Z wyrazami szacunku

Paweł Bielinowicz

Burmistrz Szczytna

2004.03.31