Jak już informowaliśmy w poprzednim "KM", pod gmachem sądu wprowadzono zakaz zatrzymywania się i postoju wszelkich pojazdów samochodowych. Już pierwszego dnia obowiązywania zakazu, jeden z pojazdów, który zaparkował w niedozwolonym miejscu, został odwieziony na lawecie na ul. Wiejską.

A ładnie to tak? Przecież zwykle, co jest utartym i chyba dobrym obyczajem, w trakcie wprowadzania radykalnych zmian, policja nie od razu karze, a poucza użytkowników dróg, prosząc, aby dostosowali się oni do nowej sytuacji. Dopiero później, gdy nadal nagminnie łamane są przepisy, stosuje się drastyczniejsze środki.

U nas, jak to u nas, wszystko robi się na opak, czyli odwrotnie. Pierwszego dnia, gdy obowiązywał zakaz sięgnięto od razu po lawetę, by w dni następne... przypatrywać się łamaniu przepisów już bez nijakich konsekwencji dla kierowców.

Jako dowód niechaj posłuży zdjęcie - fot. 1. Widać na nim, że obok białego samochodu (2) parkującego za znakiem zakazu (1) przejeżdża obojętnie policyjny radiowóz (3) i brak jakiejkolwiek reakcji.

Nic zatem dziwnego, że kilka chwil później za znakiem zakazującym zatrzymywania się, jak i postoju, ulokowały się już dwa inne auta - fot. 2.

Pozostali zaś kierowcy, respektujący zakaz, teraz parkują na placu Juranda. Do nich dołączyli także ci, którym ochotę, by zatrzymać się na ratuszowym dziedzińcu, wybiła z głowy barierka broniąca tam wstępu. Szeroka perspektywa - fot. 3, ukazuje nam, iż na placu stoi wielka liczba rozmaitych pojazdów, ale przeważająca powierzchnia i tak nie jest racjonalnie wykorzystana. Samochody skupiają się bowiem wzdłuż muru okalającego ratusz, także przy chodniku oraz białej przerywanej linii, a ci, którzy się nie pomieścili (choć praktycznie miejsce niby jest) parkują dalej, wzdłuż ulicy Kasprowicza.

Tłok, jaki tu panuje, a trzeba zauważyć, iż mamy zimę, a nie pełnię sezonu turystycznego, wskazuje, że latem plac może zostać całkowicie zakorkowany.

Odpowiedzialne służby miejskie nie przewidują jednak wprowadzenia zmian w kwestii rozmieszczenia pojazdów na pl. Juranda, tzn. malowania linii określających sposób parkowania. Spowodowane to jest tym, iż przepisy, które ściśle określają wytyczanie miejsc do parkowania, uniemożliwiłyby ustawianie pojazdów bezpośrednio pod murkiem. Musiałby zostać zachowany odpowiedni odstęp - min. 1,5 m. Wskutek tego nie dałoby się wygospodarować więcej miejsc do parkowania, niźliby wynikało z pozostawienia kierowcom swobody w tym względzie.

PS.

W Szczytnie znaki takie, opatrzone groźną białą tabliczką - fot. 4 - stoją także pod prokuraturą, ośrodkiem zdrowia przy ul. Pasymskiej oraz na obrębie posesji szpitala.

Zdaniem speców od ruchu drogowego, kiedy takich znaków jest stosunkowo niewiele, odstrasza to skutecznie kierowców od łamania przepisów. Z chwilą zaś gdy liczba ich się zwiększy - będą bagatelizowane. Stąd wniosek, iż nie należy ich mnożyć ponad zdroworozsądkową miarę, a każde nowe ustawienie powinno być starannie przemyślane.

MIGAWKI Z RYNKU

Niedawno "Kurek" otrzymał sygnał od stałego Czytelnika, skarżącego się, iż źle się dzieje w okolicach nowego targowiska w kwestii porządków. Wedle słów naszego informatora zalegają tam w niewiarygodnie dużej liczbie rozmaite flaszki po napojach alkoholowych oraz niezbędne do nich dodatki - plastikowe kubeczki.

No cóż, należało rzecz sprawdzić i udać się we wskazane miejsce. Swój zwiad zacząłem od bramy prowadzącej na plac targowy od strony ul. Targowej. Było nieco po godz. 15.00, więc większość lad i stanowisk okupywanych wcześniej przez kupców była teraz pusta.

Gdzie niegdzie zaś, w zaciemnionych kącikach opustoszałych stoisk tkwiły (leżały, bądź stały) flaszki po wyskokowych napojach, choć nie w aż tak niepokojących ilościach - fot.5.

No cóż - wiadomo zima, ostry chłód, zatem trzeba się czymś rozgrzać, by nie zamarznąć do imentu stojąc po kilka godzin w tak niesprzyjających warunkach pogodowych. W takich okolicznościach jedna, dwie flaszki wepchnięte w ciemny kącik zupełnie nie dziwią. Skąd zatem tak wielkie wzburzenie naszego Czytelnika? Byłoby one całkiem nieuzasadnione?

Osądźcie to sami Czytelnicy. Doszedłszy bowiem na przeciwległy kraniec targowiska dotarłem na tyły trzech domków-pawilonów przylegających do ścieżki prowadzącej na osiedle Leyka. A tam... zobaczyłem to, co przedstawia kolejne zdjęcie - fot. 6.

Podmurówki wspomnianych pawilonów zastawione były całą kolekcją najprzeróżniejszych flaszek po wyskokowych i im pokrewnych napojach. To zaś, co nie zmieściło się na podmurówkach zaśmiecało najbliższą okolicę - wszędzie wokół walały się opróżnione butelki i wgniecione w ziemię plastikowe kubeczki. Słowem - zgroza. Miejsce to wygląda jakby było areną jakiejś kilkudniowej libacji suto zakrapianej, a odbywającej się pod gołym niebem. Brr!

* * *

Tamże, czyli na starym targowisku pośród stołów, skrzynek itp. zauważyłem strażnika pilnującego kupieckie stanowisko - fot. 7.

Natomiast tuż przed wejściem na targowisko na kominie jednego z domów krzewi się świąteczna bodaj choinka. Ukazuje to fot. 8.

Mimo, iż rozpoczął się już marzec, wygląda na to, iż drzewko nie straciło ani jednej igły. Widać komin nigdy nie był używany.

2003.02.26