Wiosenne (nie)porządki

Nareszcie powiało wiosną, zniknął śnieg z miejskich chodników oraz ulic, a gdy niniejszy „Kurek” ukaże się w kioskach będzie to już trzeci dzień tej nowej, upragnionej pory roku. Hura! No tak, jest z czego się cieszyć, ale zima choć przepadła, miejmy nadzieję, z kretesem, to pozostawiła nam po sobie rozmaite pamiątki. Właściwie nie tyle po samej sobie, co po ludzkiej działalności. W słoneczne dni minionego tygodnia spacerowaliśmy sobie po jednej z głównych ulic miasta, czyli Polskiej. Chodniki były czyste, pozamiatane, co stanowiło miłe zaskoczenie dla oka - fot. 1. Ale, ale, bo spacerowy szlak po nieparzystej stronie ulicy to nie tylko ów brukowany ciąg, ale i jeszcze pas zieleni. Choć obecnie ma barwę szarą, to przecież już wkrótce ożyje i obsypie się kwieciem. Cóż, na razie jednak nieszczególnie on wygląda, więc gdybyśmy spojrzeli nie tylko wybiórczo na płytki chodnikowe, ale na całość, przed oczami roztoczy się zupełnie inny widok - fot. 2.

Ów wkrótce mający się zazielenić pas jest potwornie zaśmiecony, mnóstwo na nim psich odchodów i drobnych nieczystości oraz ogromna liczba toreb-reklamówek, które nie tylko ścielą się na ziemi, ale wiszą na gałązkach rosnących tam krzewinek. Wystawia to marne świadectwo mieszkańcom miasta, którzy nabałaganili przez zimę co niemiara, ale z drugiej strony, to trzeba zapytać, jak to jest. Zamiata się tylko kostkę, bo równa i łatwo po niej przejechać miotłą, a pozostałej części chodnika już się nie sprząta?

ZAFAJDANY PRZYSTANEK

Ostatnio w Szczytnie pojawia się coraz więcej nowych, ozdobnych tablic z nazwami ulic oraz wskazujących kierunki do różnych firm i instytucji. Są one różnokolorowe i dość efektowne, ale po zimie niektóre z nich, zwłaszcza te starsze, wyglądają na mocno przybrudzone. Bodaj najbardziej usmoliły się tabliczki stojące na skrzyżowaniu ul. 3 Maja z Odrodzenia.

Umieszczone tuż pod drzewkiem, z którego gałęzi deszcz spłukuje różne miejskie osady, są teraz tak utytłane, że z tylko z trudem można odczytać ich treść. Przydałoby się ich oczyszczenie w związku z tą wiosną. Podobnie, jak należałoby to zrobić w przypadku przystanku komunikacji miejskiej usytuowanego naprzeciw byłego kina „Jurand”. Na jego fatalny stan skarżyli się w redakcji liczni klienci Miejskiego Zakładu Komunikacji. Mówili nam, nie owijając rzeczy w bawełnę, że jest on cały obfajdany przez kawki, wskutek czego wygląda wręcz obrzydliwie. Zaraz to sprawdziliśmy i okazało się, że faktycznie daszek i ściany przystanku oraz najbliższa okolica są gęsto upstrzone ptasimi odchodami - fot. 3. Oczekiwanie w czymś takim na autobus do przyjemnych na pewno nie należy, no i poza tym, jak to wygląda.

ZNAKI BUJAJĄCE NA WIETRZE

W minionym tygodniu wiało, momentami nawet dość mocno i pewnie dlatego część znaków drogowych mocno i niebezpiecznie się obluzowała.

Kiedy kilka dni temu znaleźliśmy się w okolicy dworca autobusowego, naszą uwagę przykuł znak drogowy (zakaz zatrzymywana się i urządzania postoju) usytuowany naprzeciw poczty. Jego jakby nie było, spora a więc ciężka metalowa tablica obracała się na wietrze wokół metalowego słupka niczym chorągiewka – fot. 4. Zaintrygowało to nas do tego stopnia, że postanowiliśmy zbadać przyczynę zaobserwowanego niecodziennego zjawiska. Dokładne oględziny wykazały, że tarcza znaku wyrwała się z mocujących go do słupka metalowych pasków i wisi jak na przysłowiowym włosku.

Na jedynej śrubce, co w każdej chwili grozi zerwaniem. Przedstawia to kolejne zdjęcie - fot. 5 (szczegół w czerwonym otoku). Niechby ta ciężka metalowa tarcza (średnica 60 cm) walnęła jakiegoś przechodnia w głowę - nieszczęście przecież byłoby gotowe. Co gorsza, takich obluzowanych znaków jest w Szczytnie więcej - przynajmniej jeszcze jeden zwisa podobnie niebezpiecznie na ul. Bartna Strona.

REKORDOWA DZIURA

Inne z kolei niebezpieczeństwo z rodzaju drogowych, czai się w Dźwierzutach. Jak informują nas mieszkańcy tej miejscowości mają oni rekordową dziurę, ale nie chodzi o jej rozmiary, a to, że istnieje tam już ponad rok. Ulokowała się na skrzyżowaniu ulicy Przelotnej z Pasymską, co obrazuje fot. 6.

Choć, jak było o tym wcześniej, mija już ponad 12 miesięcy od czasu jak powstała, stosowane służby nijak nie mogą uporać się z jej załataniem. Jedyne co się tu zmienia, jak mówią okoliczni mieszkańcy, to rozmaite ustawienie barierek ostrzegawczych - raz stoją tak, raz siak, ale dziura jak była tak jest i do dziś. Nadzieję na jej załatanie pokładają w „Kurku”, bo nie chcą myśleć, że do działania zmusi odpowiednie służby jakiś wypadek w tym miejscu.

JAK POFAJDOK ZOSTAŁ MŁOTKOWYM

Niektórzy niecierpliwi Czytelnicy „Kurka” zapytują, skoro już się ociepliło, kiedy nareszcie pojawi się druga, ta bardziej wstydliwa część ciała pofajdoka spod apteki zwanego Zielarzem lub Znachorem.

Od chwili gdy zabrano rzecz do naprawy minęło już kilka miesięcy, więc czy nie czas na jej powrót? Cóż, może z wiosną znów Znachor będzie bulwersował co bardziej wrażliwych lub obrażalskich przechodniów, wypinając na nich częściowo obnażoną pupę. Innym pofajdokom, jak pamiętamy, los również nie całkiem sprzyjał. Obieżyświat, który stoi przy głazie symbolizującym 21o południk, jak wypadało na podróżnika dzierżył w ręku busolę. Niestety, nie nacieszył się nią długo, bo ktoś mu ją niespodziewanie ukradł. Raczej nie zrobił tego Rabuś, bo ów zajęty jest ciągłym wspinaniem się na bank Millennium. Jednak wspomniany Obieżyświat ostatnio znowu coś trzyma w dłoni, co jednak nie jest kompasem, a wygląda na drewniany młotek - fot. 7.

Początkowo sądziliśmy, że ów nowy gadżet dostał od swoich opiekunów, czyli wydziału promocji UM, ale ten twierdzi, że to nie jego sprawka. Zatem młotek w dłoń figurki zatknął jakiś jej inny anonimowy opiekun czy miłośnik. Dodajmy jeszcze, że ten nowy drewniany atrybut został starannie wykonany, a jego trzonek opatrzony jest napisem takiej treści: młotek do wybijania głupot z głowy - fot. 8. Nie wiadomo czy to jakaś aluzja skierowana do miejscowych włodarzy lub innych osób, czy po prostu temu komuś zrobiło się przykro, że pofajdok stoi z pustą dłonią i dlatego właśnie ten młotek. W każdym bądź razie można zaryzykować twierdzenie, że figurki na trwałe już wrosły w krajobraz miasta, a mieszkańcy (przynajmniej niektórzy) nie są wobec nich obojętni.