Śnięte ryby

Ostatnio „Kurek” otrzymał szereg informacji od czytelników, zaniepokojonych tym, że w wodach dużego jeziora, od strony browaru, pływają w toni śnięte ryby (karpie, leszcze i liny). Nie zwlekając, w czwartek 15 maja, udaliśmy się nad jezioro, gdzie faktycznie zauważyliśmy martwe okazy i to dość sporych rozmiarów. Tuż przy browarze, w wodach dużego jeziora widać śnięte, przeszło półmetrowe karpie.

Jedną z osób alarmujących „Kurka” była Jolanta Jankiewicz ze szczycieńskiego Stowarzyszenia Edukacji Ekologicznej. Podzieliła się z nami swoimi wątpliwościami co do stanu czystości wód, pełna obaw, czy aby przypadkiem do naszych jezior nie dostała się jakaś trucizna.

- To mogłoby spowodować spustoszenie nie tylko wśród ryb, ale i wodnego ptactwa - martwi się pani Jolanta. Poszukując wyjaśnienia tego niepokojącego zjawiska, zwróciliśmy się do znawców zagadnienia z miejscowego koła wędkarskiego „Sum”. Jeden z bardziej doświadczonych jego członków, Piotr Perzanowski znał już wcześniej sprawę i o śniętych rybach poinformował także władze Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Olsztynie. On sam podejrzewa, że przyczyną śnięcia ryb, może być nowa choroba - raczek skrzelowy, przywleczona z węgierskich hodowli tołpygi i amura, na którą nasze krajowe karpie w ogóle nie są odporne. Jednak zdaniem zarządu PZW w Olsztynie zjawisko nie ma charakteru masowego. Zawsze po zimie ryby są bardzo osłabione i naturalną rzeczą jest, że część z nich wiosną zdycha. Dlatego wedle zarządu olsztyńskiego PZW powodów do niepokoju zasadniczo nie ma. Zupełnie inne zdanie ma natomiast pewien mieszkaniec dobrze obeznany „w temacie”, który twierdzi, że przyczyną śnięcia ryb jest ich nielegalny połów za pomocą prądu elektrycznego. Zdradził nam, że tego typu nocne połowy w okolicach Bartnej Strony nie należą wcale do rzadkości. To, czego nie dostrzegą w mrokach kłusownicy i nie zabiorą, pływa potem w wodzie, sprawiając wrażenie masowego pomoru.

* * *

Powróćmy jeszcze raz do martwych karpi, których rozmiary wydały się „Kurkowi” zadziwiająco duże. Jak twierdzą członkowie koła „Sum” w wodach naszych jezior można spotkać osobniki o wadze przekraczającej nawet 20 kg.

PRZYSTANKU NIE BĘDZIE

Jest taki domek przy ul. Pułaskiego, gdzie swoje siedziby ma bodaj 12 organizacji, a każda z nich skupia niebagatelną liczbę członków. Między innymi mieści się tu szczycieński oddział Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów.

- Miejscowa organizacja skupia przeszło 330 członków - powiedział „Kurkowi” Kazimierz Waciakowski, członek zarządu. Ponieważ do związku nie należą młodzieniaszkowie tryskający zdrowiem i siłą witalną, zamarzyli sobie, aby pod ich siedzibę, czyli pod domek przy ul. Pułaskiego 10 można byłoby zajechać miejskim autobusem. Jak pomyśleli, tak też zrobili i w styczniu tego roku zarząd PZERiI wystosował oficjalne pismo do ZKM z prośbą o urządzenie przystanku pod wspomnianym adresem. Chodziłoby o linię nr 1, zaś motywacja była między innymi taka - do najbliższego przystanku na ul. Piłsudskiego jest około 860 kroków, a to nie bagatelka, kiedy dystans taki trzeba pokonać podczas

deszczu, czy zimowych mrozów. ZKM udzielił związkowi odmownej odpowiedzi tłumacząc, że gdyby wprowadził postulowane zmiany, ucierpieliby młodzi mieszkańcy miasta, czyli uczniowie szkół znajdujących się przy ul. Lanca, a także pracownicy WSPol., itp., itd, dodając na zakończenie, że gdyby nowy przystanek usytuować w pobliżu skrzyżowania ul. Pułaskiego z Piłsudskiego wymagałoby to zgody Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Zapobiegliwie ZKM się o to nawet starał, ale pozwolenia, niestety, nie uzyskał. Szczycieńscy emeryci, renciści i inwalidzi nie poddali się jednak. Szybko wymyślili inny wariant, tym razem nieznaczną modernizację linii nr 2, co zilustrowali odnośnym szkicem i jeszcze raz wystosowali pismo do ZKM.

Niestety, odpowiadając na nie zakład podtrzymał swoje dotychczasowe stanowisko, czyli brak zgody na jakiekolwiek zmiany w organizacji linii autobusowej nr 2. Teraz pozostaje emerytom i rencistom odwołanie się do Urzędu Miejskiego, no i „walenie z buta”, czyli chodzenie pieszo do związkowej siedziby. Chyba że ktoś zdecyduje się na taki ruch - jazdę autobusem linii nr 1 do pętli przy ul. Działkowej, tam przeczekanie aż autobus zawróci i jazda na przystanek obok byłych policyjnych konsumów.

- Z tego miejsca jest około 40, góra 60 metrów do posesji nr przy ul. Pułaskiego 10 - zauważył na koniec naszej rozmowy dyrektor ZKM Jan Lis.

ZNAKI W ZIELONEJ GĘSTWINIE

Wiosną, o czym wie każdy, bujnie rozwija się wszelka zieleń i to, co było do niedawna tylko suchymi badylami, teraz obrasta gęstym listowiem. Ba, jak się wydaje, wiedza o tym obca jest naszym miejscowym drogowcom. Jak bowiem wytłumaczyć ustawienie znaków tak, jak to ma miejsce na ul. Podgórnej, a co obrazuje zdjęcie zamieszczone obok.

Z zielonej gęstwiny wystają zaledwie rąbki dwóch znaków drogowych, ale nie wiadomo

jakich. Gdyby przejeżdżający tędy kierowca zatrzymał się i rozgarnął gałęzie młodych akacji, wówczas dopiero zorientowałby się, że chodzi tu o ważny przecież znak - zakaz skrętu w prawo oraz nie mniej istotny informujący o tym, że jesteśmy na drodze z pierwszeństwem przejazdu.

BAŁAGAN

Niemal w centrum miasta, bo między Kauflandem, a ul. Bohaterów Westerplatte rozciąga się dość rozległy teren, jakby pozostawiony sam sobie. Walają się na nim rozmaite materiały budowlane, no i ogólny widok nie nastraja optymistycznie.

- Co to za bajzel i to w takim, powszechnie odwiedzanym miejscu - „Kurek” słyszy ciągłe uwagi Czytelników. Dodają oni, że już, już zbliża się sezon turystyczny, a tu takie widoki. Toż to wstyd przed turystami. Cóż, faktycznie widoki nie są ciekawe i mocno kontrastują z nową bryłą marketu, placem postojowym, czy stacją paliwową. „Kurek” skontaktował się zatem z dyrekcją marketu, sądząc, że teren jest w jej władaniu, ale okazało się, że jednak nie. Choć dyrekcja placówki miała w związku z nim ciekawe plany, to jednak nie udało się wejść w jego posiadanie. Zamierzano postawić tu nowoczesną myjnię samochodową... No i teraz, jak na razie, jest to królestwo bałaganu.

NIESPODZIEWANA WIZYTA

Nasza dobra znajoma i kręciołka Grażyna Saj-Klocek niedawno zapedałowała aż do Świętajna. Tam, ku jej zdumieniu, na drzewie przed kościołem zobaczyła niespodziewanego gościa z obłoków. Szybko wykonała zdjęcie, aby utrwalić na dłużej tę niezwykłą scenkę i podzielić się nią z naszymi Czytelnikami. Przesyłając nam fotografię, opatrzyła ją takim oto podpisem: Bocian, przysiadłszy na przykościelnym drzewie, zastanawia się, czy najpierw zamówić chrzciny, czy też lecieć po nowego parafianina i komu go przynieść.

tekst i foto: MRP