Jak zwykle w biegu przegapiłem święta, czyli nie napisałem w tym miejscu niczego świątecznego. Na szczęście koleżanka z tej samej strony, autentyczny dietetyczny fachowiec, uraczyła nas pyszną porcją świątecznych wypieków i sprawa się nie rypła. Jeszcze gorzej, bo przegapiłem święta także w domowych pieleszach! Klops, czyli żadnego szczególnego pomysłu na dania na te dwa dni. Jak się jednak okazało brak pomysłu też może być pomysłem. Właściwie dlaczego jakoś tak super ładować lodówkę, uruchamiać kuchenkę na pełne obroty, piec, pichcić i … jęczeć z przejedzenia. Tak cóż począć? Trzeba jakoś sobie ten piękny czas wypełnić, w miarę zdrowo i nie nudno. Jako że ulubiony polski model spędzania świąt na kanapie przed telewizorem nie bardzo mnie podnieca, wyjrzałem za okno, gdzie o dziwo nie widać było śnieżnej zawieruchy, którą nas ciągle straszono, więc postanowiliśmy święta spędzić maksymalnie rekreacyjnie. Jedyne obiekty powszechnie dostępne i czynne w tych dniach to … lasy i hotele. W przedświąteczną wolną sobotę ruszyliśmy więc do Mikołajek, aby, korzystając ze słonecznej

(! – naprawdę) pogody, wygrzać się w basenach „tropicany”, odnowić w saunach i leczniczych bąbelkach. Przy okazji przyjrzeć się też jak działa dobrze nam znana z letnich rejsów tamtejsza gastronomia. Wymoczeni więc i rozgrzani ruszyliśmy w miasto na poszukiwanie czynnej knajpki. Restauracje hotelowe – o dziwo puste zupełnie, chociaż hotel pękał w szwach, pominęliśmy. W samych Mikołajkach – miłe zaskoczenie, bo większość knajpek o dziwo czynna, chociaż pustki zupełne. Z letniego sentymentu wybraliśmy „Kuchnie świata” tuż przy przystani żeglugi. Wybór dań w porównaniu np. do giżyckiej knajpki tej samej sieci niestety skromniejszy i mniej urozmaicony. Narzekać jednak nie można. Jak na taki dzień to zarówno zupy zupełnie smaczne, a ziemniaczane zapiekanki – szczególnie polecam grzybową – doskonałe. Tylko porcje ogromniaste, z żalem, ale pozostawiliśmy przynajmniej połowę.

Jeszcze lepiej trafiliśmy w niedzielę, bo do lasu. Piękny długi spacer urozmaicony zbieraniem … śmieci pozostawionych tam przez tzw. turystów. Tak swoją drogą to nie wiem na co płacę co roku wyższe podatki za domek letniskowy a Jego Najwyższość Pan Wójt Wojciechowski ma … nie napiszę gdzie, właścicieli takich działek i problemem śmieci nie zaśmieca sobie głowy. Ja mam blisko i wożę do swojego śmietnika w Szczytnie, ale gdzie mają wozić np. warszawiacy? Ale najprzyjemniejsze zdarzyło się zaraz po spacerze, bo trafiliśmy do słynnego podszczycieńskiego rancho. I tu dało się wyczuć święta! Jeżeli, pomińmy resztę, ze słodkości na stole stają konkurujące ze sobą „mazurki” – jeden z wisienkami a drugi ze śliwkowymi powidłami, a nad tym wszystkim jeszcze pascha… Mazurki z lekka chrupiące, słodkie lub z lekka wytrawnie kwaskowate. Dokładek sobie nie żałowałem, ot, jak to żarłok. A gdzie się pomieściła puszysta pascha? Jedna waga chyba jeszcze może to wiedzieć.

Wiesław Mądrzejowski