Redakcja

"Kurka Mazurskiego"

"Leją naszych"

W związku z artykułem "Leją naszych", zamieszczonym w "Kurku Mazurskim" nr 21 z 26 maja 2004 roku uprzejmie informuję, że za porządek na stadionie sportowym odpowiada służba porządkowa organizatora (w tym przypadku MKS). Policja zabezpiecza teren przyległy i interweniuje na wyraźne żądanie organizatora. Komendant Powiatowy Policji w Szczytnie, bezpośrednio po odbytym meczu piłkarskim, wystosował niezwłocznie do organizatora pismo (z dnia 21.05.2004 r.), w którym wskazał obowiązki, jakie nakładają na służbę organizatora:

- ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych,

- Rozporządzenie MSWiA w sprawie wymogów, jakie powinny spełniać służby porządkowe organizatora imprezy masowej w zakresie wyszkolenia i wyposażenia oraz szczegółowych warunków i sposobów ich działania,

- Rozporządzenie MSWiA w sprawie zasad i trybu postępowania w razie wnoszenia napojów alkoholowych na tereny objęte zakazem ich wnoszenia.

Poza opisanym przypadkiem spożywania alkoholu przez kibiców na meczu funkcjonariusze Policji stwierdzili jeszcze szereg innych uchybień, a mianowicie: brak wydzielonego sektora dla kibiców przyjezdnych, nieodpowiednią ilość oraz brak odpowiedniego oznaczenia i wyposażenia służby organizatora, brak kontroli wnoszonych przedmiotów na stadion, połamane ławki z wystajacymi gwoździami. Obecny stan stadionu, jak i działanie służby porządkowej organizatora kwalifikuje obiekt do natychmiastowego zamknięcia.

Mając na uwadze właściwe pojmowanie istoty sportu oraz propagowanie znajomości przepisów dotyczących imprez sportowych, proszę o zamieszczenie powyższych wyjaśnień na łamach Państwa pisma.

Komendant Powiatowy Policji w Szczytnie

mł. insp. mgr Jarosław Markun

Polemiki

ROCZNICE

Fajka też szkodzi!

Stare porzekadło mówi, że skutkiem uderzenia w głowę są gwiazdy w oczach.

Pojawienie się oprócz gwiazdek, pasów, to już amnezja powstała po uderzeniu w głowę nie tylko spadającym abecadłem, ale dodatkowo sierpem i młotem.

Tego przypadku doświadczył ponoć świetnie piszący, stały współpracownik "KURKA" Pan Marek Teschke, publikując artykuł pt. "Rocznice" (KM 24/04). W nim przy okazji rozpamiętuje zachowanie wojsk amerykańskich pod Monte Cassino i radzieckich w trakcie Powstania Warszawskiego. Na skutek urazu, o czym na wstępie, zapomniał co wydarzyło się 15 m-cy później w Hiroszimie i Nagasaki z prawie 200 tys. ludzi.

Tylko obłuda i hipokryzja lub mentalność Kalego prowadzi do takich przemyśleń i konkluzji, cytuję: "Te same czasy, ta sama wojna, a jakże inna postawa wobec cierpień i śmierci ludzi". W jednym ma rację: większość ofiar w Japonii nie cierpiała, bo po prostu wyparowała. Tysiące tych co ocaleli i następne pokolenia cierpią do dziś, nie sa to już jednak te same czasy, chociaż ta sama wojna i ci sami ludzie.

Jak łatwo być mentorem, prawda?

Wojciech Walkiewicz

Od autora

Nie mam zwyczaju polemizować ze swoimi Czytelnikami. Każdy ma prawo mieć swoje odrębne zdanie. Nawet posłanka Anita Błochowiak. A tym bardziej, gdy Szanowny Respondent ma całkowitą rację.

Przyznaję więc, że fajka też szkodzi. Może mniej od papierosów - ale szkodzi. Przyznaję też, że zostałem ładnych parę lat temu uderzony w głowę przez jakiegoś nerwowego ubowca. Ale nie chowam do niego urazy. Jestem katolikiem. Wielokrotnie też byłem bity (jak większość polskiego społeczeństwa) po głowie sierpem i młotem.

Przyznaję też Szanownemu Czytelnikowi rację, że Amerykanie zrzucili na Hiroszimę i Nagasaki bombę atomową. Uważam, że nie musieli tego robić. Tyle, że tym faktem uratowali od smierci ileś tam dziesiatek tysięcy swoich własnych obywateli. Być może jestem obłudnym hipokrytą, ale chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że zarówno pod Monte Cassino jak i w Japonii Amerykanie mieli do czynienia z wrogami (Niemcami, Włochami i Japończykami) natomiast Rosjanie dając swoim sprzymierzeńcom z trzydziestego dziewiątego roku czas na wymordowanie powstańców warszawskich i sporej liczby mieszkańców Warszawy mieli do czynienia (podobno) ze swoim sprzymierzeńcem, z którym walczyli ramię w ramię od Lenino po Berlin. Chyba, że pod Warszawą nie uważali Polaków za swoich sprzymierzeńców. O czym świadczą liczne morderstwa, gwałty i wywózki na Sybir z terenów wyzwolonych. Zresztą swoich żołnierzy także nie oszczędzali. Ale to już oddzielna sprawa.

Nie uważam się też za mentora, wręcz przeciwnie: swoje teksty traktuję jako próbę dochodzenia do pewnych prawd i nie wykluczam, że na drodze tej mogę się mylić. Dlatego nadałem moim tekstom formę felietonu, a nie artykułów, które rządzą się zupełnie innymi prawami.

Za każdy list szczerze dziękuję. Nawet bardzo krytyczny. One bowiem pomagają mi zrozumieć otaczających mnie ludzi i rzeczywistość w której żyję. (Może dlatego w Szczytnie tak trudno nadać dwóm rondom imiona bohaterów Powstania Warszawskiego?)

Bo generalnie ma Pan rację - wojna to rzecz obrzydliwa. Zarówno dla sprzymierzeńców jak i wrogów.

Marek Teschke

2004.06.09