odc. 158

Mieszczno piękniało z dnia na dzień. Nie tylko dlatego, że późną wiosną pięknieją wszystkie mazurskie miasteczka obrośnięte zielenią zakrywającą pracowicie wszelkie niegodne oglądania dziury i śmieci. Mieszczno piękniało także zgodnym wysiłkiem jego najbardziej zapracowanych obywateli, a wiadomo, że nikt nie jest bardziej zapracowany niż władza. Nawet władza - tak by się wydawało - rekreacyjnej instytucji jak Zarząd Ogródków Działkowych. Pani Dolińska, jako kobieta mądra i praktyczna porządki w mieście zaczęła wprawdzie od widoku z okien swego gabinetu, ale postanowiła zadbać także o światowy image Mieszczna i jego władz. Jej energiczne działania wywołały wśród mieszkańców niezwykłe poruszenie i komentarze. Może nie zawsze życzliwe, ale przecież największe dzieła na tym świecie też nie zawsze bywały od początku doceniane.

Na Placu Rycerskim, gdzie trafić musiał każdy przybywający do tego starego mazurskiego grodu, stał w cieniu wiekowej lipy straszny posterunkowy Kuciak zwany Śliwą i z pewną taką, nie bójmy się tego słowa, zadumą rozglądał się wokół. A było co podziwiać! Kuciak rzadko zapuszczał się w te pryncypialne rejony miasteczka. Od dziesiątków lat jego służbowym rejonem był rynek i przyległe uliczki. Tam czuł się jak ryba w wodzie. Tu zaś, można powiedzieć, zachowywał się z pewną taką nieśmiałością, obcą mu przecież po tylu latach spędzonych w niebieskim mundurze.

- Nad czym pan tak duma? – Kuciak drgnął zaskoczony, gdy za plecami usłyszał znajomy głos Rudego.

- Nie rób sobie jaj Rudy, dobra!? Nie strasz ludzi!

- Sorry, panie posterunkowy, ale tak się pan zamyślił, że z daleka widać. I to tutaj, a nie u nas na rynku? – Rudy uśmiechał się przymilnie.

- Czasem człowiek musi się trochę od roboty oderwać, popatrzeć co się dzieje w wielkim świecie. Dawno tu nie byłem, a nawet jak gdzieś przechodziłem to uwagi jakoś na to wszystko nie zwróciłem – tu wyciągniętą ręką zatoczył szeroki łuk.

- Pięknie, prawda, że pięknie – Rudy też z uznaniem popatrzył na plac tak szybko się zmieniający i nabierający wielkomiejskiego szyku.

Milczeli obaj przez chwilę, kontemplując niezwykły widok. A było na co popatrzeć! Widok spod lipy mógł przyprawić o zawrót głowy nawet najtęższych znawców architektonicznych stylów, a nie tylko zwykłego strasznego posterunkowego i młodego handlowca. Z lewej strony rząd eklektycznych parterowych kamieniczek kupieckich doskonale konweniował z wyrafinowaną drewnianą architekturą ekskluzywnego lokalu gastronomicznego „Bar”. W głębi uroczego placyku zagospodarowanego z wyrafinowaną angielską niedbałością widoczne były zarysy pozostającej w efektownej drewnianej strukturze smażalni. Wiodąca pomiędzy nimi polna droga tonąca w ten upalny dzień w głębokim kurzu podkreślała nawiązanie do mazurskich ludowych tradycji. Wyjątkowo efektownie rysował się dalej masywny ciężki gmach koncernu prasowego. Nawiązujący do tradycyjnej mody lat trzydziestych ubiegłego wieku świadczył o otwarciu współczesnego Mieszczna na wielokulturową tradycję. Stałym elementem pejzażu pozostawał już od kilkudziesięciu lat skromny, lecz pięknie wkomponowany w plac baraczek Zarządu Ogródków Działkowych. Niestety także murowany, co trochę raziło w dominującym w tym miejscu stylu. Niezwykle efektownie za to wkomponowały się w plac elementy dominującej tu mazurskiej architektury drewnianej. Pałacyk informacji turystycznej oraz najnowsze osiągnięcie i duma pani Dolińskiej, czyli wzruszający prostotą środków wyrazu obiekt gastronomiczno – rozrywkowy zamykający prawą pierzeję placu. Uzupełniający ten niezwykle interesujący budynek wyrafinowany osprzęt rekreacyjny mający służyć młodzieży podkreślał swymi jaskrawymi barwami stonowany styl drewnianej architektury. Całość kończył drewniany także płotek, mogący przyprawić o nerwicę każdego etnografa swym genialnym (tak to należy określić!) nawiązaniem do naszej mazurskiej tradycji.

Nie można też zapomnieć o opisywanym już wielokrotnie obiekcie sanitarnym. Jego niezwykle prosta acz efektowna w tej prostocie konstrukcja dodawała miejscu wyrazu niczym dobrze umieszczony wykrzyknik. Nic więc dziwnego, że Kuciak i Rudy przez dłuższą chwilę nie mogli wydobyć głosu z podziwu.

- Piękne… - westchnął w końcu Kuciak.

- Taaak, piękne – zgodził się Rudy – Właściwie trzeba by to jakoś uwiecznić, jakoś nazwać, to naprawdę niezwykłe – Rudy wprawdzie prosty handlowiec czuł jednak jedność stylu, w jakim od kilku lat kształtował się plac.

- Może styl pani Dolińskiej? – zaproponował nieśmiało.

- Coś w tym jest… Widać jakąś myśl – Kuciak zamyślił się – Chociaż trzeba by to jeszcze czymś uzupełnić – wskazał na lukę pomiędzy zielonym wykrzyknikiem sanitarnym a kamieniczkami – Tutaj wyraźnie czegoś brakuje!

- Już nie brakuje! – nawet nie zauważyli jak obok zatrzymał się „żuczek” z firmy Franciszek Baczko, a jego kierowca energicznie przystąpił do rozładunku.

- Co tam, panie Franku, przytargaliście? – zaintrygowani patrzyli jak w tempie iście mieszczneńskim wyrasta nowy obiekt.

- Cudo! Tak, tylko tego brakowało! – Rudy z werwą młodości aż podskoczył i zatarł ręce.

- Fakt, jest na co popatrzeć… - zgodził się Kuciak.

Na ostatnim wolnym skrawku chodnika wyrosła efektowna szklana, ujęta w metalowe ramy konstrukcja medialna.

- No, teraz żadne chamidło nie powie, że pani Dolińska nie dba o promocję miasta! – Franek Baczko z dumą spoglądał na dzieło mające wszem i wobec sławić osiągnięcia Zarządu Ogródków. Nie można było wprost oczu oderwać.

- Takiego placu jak nasz nigdzie indziej nie ma i nie będzie! – zgodzili się trzej przyjaciele.

Marek Długosz