odc.132

Długal usiadł przy biurku, przeżegnał się i uruchomił peceta. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w sufit co, jak wie każdy absolwent szkoły podstawowej, doskonale wpływa na procesy myślowe.

- Szanowny Panie Wójcik! – wystukał na klawiaturze pierwsze słowa.

- Właściwie dlaczego szanowny? Przecież to kawał drania, karierowicz, za nic ma moralność i wartości!

Podrapał się po nieogolonej jeszcze brodzie. – Ale w końcu to przecież list otwarty, będą go czytać setki, ba, tysiące ludzi. Trzeba przecież jakoś trzymać poziom. „Z byle kim poglądów nie wymieniam, nie lubię tracić” – przyplątał mu się jakiś cytat.

- Kto to powiedział? Czy to zresztą ważne? Trzeba draniowi przyłożyć, aż mu w pięty pójdzie! Właściwie to mógłbym od tego zacząć, o właśnie!

„Z byle kim…” – popracował dwoma palcami na klawiaturze, gdy skrzywił się nagle.

- Co mi się dziś plącze po głowie? – zezłościł się – To przecież ten pachciarz Słonimski! O, niedoczekanie, żeby taki tekst wyszedł spod mojej ręki!

„Z byle kim…” zniknęło z ekranu. – Tsss – syknął – dobry początek jest najważniejszy! Może tak: „Jak powszechnie wiadomo…” tak, tak to jest to! Każdy przecież wie nie tylko w Mieszcznie co za ziółko z tego Wójcika!

Znów skrzywił się, przetarł okulary – Co dalej? Jak napiszę, co naprawdę powszechnie wiadomo, to będę się musiał jeszcze na starość po sądach włóczyć! O! Już wiem! – pochylił się nisko nad biurkiem – „Jak powszechnie wiadomo, łaska wyborców na pstrym koniu jeździ”. Ba, kto wie o tym lepiej ode mnie, ale ciągniemy dalej. „Warto o tym pamiętać a szczególnie w chwili …” – znów szukał natchnienia na suficie.

- W jakiej chwili? Jak by tu tak konkretnie a dwuznacznie…? Nic chyba sam mądrego nie wymyślę – realnie ocenił swoje możliwości i sięgnął na półkę po zaczytaną już prawie księgę cytatów. - Zaraz, zaraz, co tu mamy… Taaak, to by się chyba nadawało „Kiedy Bóg w ugór puścił dzisiaj ludzi …” Jak to będzie razem brzmiało? „Warto o tym pamiętać, a szczególnie w chwili, jak mówi wielki poeta, kiedy Bóg w ugór puścił dzisiaj ludzi”.

Z radości aż podskoczył na fotelu. – Dobre, naprawdę dobre! Niby nic takiego a daje do myślenia, mówi właściwie wszystko. I co teraz na tym ugorze? To przecież zupełnie proste, ktoś wielki, właśnie wielki musi na tym ugorze czynów dokonać straszliwych! O! Jest, jest! – spojrzał kilka linijek niżej - „Daj, Panie światu wielkiego człowieka!” - zatarł ręce. - Przecież dziecko nawet zrozumie, wielkiego nam trzeba a nie takich jak ten, ten… - dwa pracowite palce przebiegały szybko po klawiaturze.

- To jak to będzie teraz razem? „Szanowny Panie Wójcik, jak powszechnie wiadomo, łaska wyborców na pstrym koniu jeździ. Warto o tym pamiętać, a szczególnie w chwili, jak mówi wielki poeta, kiedy Bóg w ugór puścił dzisiaj ludzi (…) Daj, Panie, światu wielkiego człowieka.”

- Pięknie, pięknie, ale o co mi chodziło…?

- // -

Wójcik po tygodniu wytężonej pracy w stolicy powrócił na łono swej zagubionej w lasach chatki. Długa, ostrożna jazda po zaśnieżonych drogach jeszcze ciągle trzymała go w napięciu, sen nie nadchodził. Od rozpalonego pieca powoli rozchodziło się ciepło po całym wyziębionym przez tydzień pokoju. Sięgnął po złożoną na stoliku lokalną prasę.

- Poczytam, to szybciej zasnę, w końcu co w takim Mieszcznie może się dziać ciekawego? W Warszawie to dopiero ma się problemy! – pomyślał, powoli kartkując strony.

- Ooo, a co tam znowu Długal namalował – z zaciekawieniem wgłębił się w wytłuszczony grubym drukiem „list otwarty do Mieszczna i okolic”. Przeczytał najpierw szybko, potem jeszcze raz już wolniej.

- Żal nad rozlanym mlekiem – mruknął, ale senność już zupełnie odpłynęła.

- Trzeba by chyba usiąść i pomyśleć nad jakąś odpowiedzią. Nawet dobrze się składa, niech pamiętają w Mieszcznie, że jestem i czuwam z ręką na lokalnym pulsie – rozpakował świeżo otrzymanego nowiutkiego służbowego laptopa.

- To może tak: „Wielce Szanowny Panie Długal”, a co, uprzejmość nigdy nie zawadzi – przypomniał sobie niedawne szkolenie dla początkujących w stolicy. – Teraz może też jakiś cytacik, niech wiedzą, że nie tylko Długal książki ma w domu.

Sięgnął na półkę – Kochanowski, jeszcze z technikum, nagroda w konkursie recytatorskim – przypomniał sobie młode lata – aktorem kiedyś chciałem być…

- Co tu można na początek? – przerzucił kilka kartek – Jest! Doskonałe! Jak to razem poleci? Wielce Szanowny Panie Długal, niezwykłym i nie lada piórem opatrzony! - złośliwy uśmiech spłynął na lica zapadnięte przy ciężkiej służbie narodowi.

- Dobra, starczy tej poezji, a teraz tak po naszemu, po chłopsku, nawet Długal zrozumie!

„Prawdę Pan piszesz, a prawd jest jak wiadomo trzy – nasza prawda, wasza prawda i gówno prawda! Jako chłop z chłopów czuję na odległość, że to o trzecią prawdę tutaj chodzi”.

- Może trochę za mocno? – zastanowił się przez chwilę – Ale niech tam, w końcu do normalnych ludzi piszę, a nie do panienek z pierwszych klas podstawówki!

Przygryzł końcówkę języka, przymknął oczy i słowa na ekranie układały się niczym kiełki zboża wschodzące w wiosennym słońcu. Nawet się nie obejrzał, gdy za oknem usłyszał pierwsze pianie koguta. Otrząsnął się z literackiej weny i ziewnął słodko.

- Tego mi było trzeba! Jak sobie człowiek zdrowo ulży to sen sam przyjdzie – wyłączył komputer i słodko zasnął.

Marek Długosz