Wracając samochodem z Olsztyna, będąc już w Pasymiu, zauważyłem kobietę, która dawała znaki, prosząc o podwiezienie do Szczytna. Zatrzymałem się i poprosiłem ją do środka. Podczas rozmowy okazało się, że Szczytno jest etapem jej podróży do Międzylesia koło Warszawy, gdzie ma być poddane operacji jedno z jej dziewięciorga dzieci. Pani prosiła, żeby zawieźć ją na ulicę Wielbarską, bo tam miała stanąć "na stopa" i szukać kolejnej okazji. Na luksus w postaci podróży autobusem po prostu jej nie stać. Wcześniej jeszcze udaliśmy się na ulicę Polną do Zakładu Energetycznego, bo akurat tego dnia mijał tej pani termin zaległej opłaty. Energetycy zagrozili, że następnego dnia odłączą dom od prądu. Zrobiło mi się jej żal i postanowiłem 80-złotowy dług pokryć z własnej kieszeni. Ku mojemu zaskoczeniu, pani w okienku poinformowała mnie, że nie przyjmie pieniędzy. Powód? Przyszedłem trzy minuty za późno, a pieniądze są już policzone. Moje protesty nic nie pomogły.

Bardzo się dziwię takiemu postępowaniu. W prywatnej firmie byłoby to nie do pomyślenia, tym bardziej, że to dłużnik przyszedł oddać dług. Że też jeszcze takie sytuacje w naszym kraju mogą mieć miejsce. Wstyd.

Jeremi Brzostowski

Kolonia

2004.12.01