Antoni Granacki, opowiada o swoich ostatnich dniach niewoli, a także o tym jak to się stało, że trafił do Dłużka, po drodze„odwiedzając” Lubekę.

Do Dłużka przez Lubekę

UCIECZKA

Z czasem gdy Niemcy zaczęli przegrywać kolejne starcia na froncie wschodnim, coraz chętniej wykorzystywali przymusowych pracowników nie tylko do prac gospodarczych, ale też do budowy wszelkiego rodzaju umocnień. Także pan Antoni został na dwa tygodnie skierowany na Litwę do kopania okopów. Front zbliżał się jednak nieubłaganie. Gospodarze rozpoczęli przygotowania do ewakuacji. Przygotowywano wozy, szykowano koce i inne ciepłe rzeczy. Gdy kładli się wieczorem spać, było cicho i spokojnie. W nocy nagle usłyszeli szum, strzały i wybuchy. Szybko załadowali się na wozy i rozpoczęli ucieczkę. - Z naszego gospodarstwa wyjechały 4 wozy, które skierowały się w stronę domu kuzyna gospodarza - wspomina pan Antoni. Stamtąd wyruszyły w dalszą drogę po 2-3 tygodniach. – Kierowaliśmy się w stronę zatoki, aby do niej dotrzeć musieliśmy pokonać zamarznięty Zalew Wiślany. Na lodzie dochodziło do wielu mrożących krew w żyłach zdarzeń. - Maszerujący ludzie byli atakowani z powietrza przez radzieckie samoloty. W pewnym momencie przelatująca maszyna długą serią pocisków z karabinów niemal przecięła znajdującego się przede mną konia na pół. Przemierzając Zalew wraz z towarzyszami podjęli decyzję o ucieczce. W pewnym momencie rozbiegli się w różne strony, a następnie spotkali w pobliskim miasteczku. Tam zostali przechwyceni przez niemiecką żandarmerię i skierowani do tymczasowego obozu.

W NIEMCZECH

Po pewnym czasie zostali przetransportowani do Gdańska. 14 marca 1945 roku wszystkich jeńców załadowano na okręt węglarkę. Na okręcie znalazło się prawie 2000 osób, w tym około 150 Polaków.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.