Zdaniem fachowców, nadchodzą ciężkie czasy dla branży piekarniczej. Tegoroczny nieurodzaj w rolnictwie sprawił, że czeka nas największy na przestrzeni ostatnich lat czasu wzrost cen pieczywa.

Chlebowy ból głowy

MĄKA NA WAGĘ ZŁOTA

W zgodnej opinii szczycieńskich piekarzy, podwyżki cen pieczywa są nieuniknione. Główna przyczyna to susza i słabe plony zbóż. Największe problemy są ze zbożem najwyższej jakości, tzw. chlebowym. Z powodu braku dostaw, produkcji zaprzestają młyny.

- Na Warmii i Mazurach upadły w tym roku już cztery - podaje Jerzy Bryczkowski, właściciel piekarni "Majami".

Na domiar złego drożeją nośniki energii, zwłaszcza gaz i benzyna, a to zawsze w pierwszej kolejności przekłada się na ceny chleba.

- Tegoroczny nieurodzaj na zboże jest najgorszy na przestrzeni pięciu lat. Mąka podrożała nawet o blisko 50 procent - szacuje Benedykt Bielski. Obecnie kilogram mąki żytniej kosztuje 85 groszy, czyli 20, 30 groszy więcej niż przed podwyżkami.

O ile zatem podrożeje pieczywo?

Według piekarzy, bochenek chleba będzie droższy o 10-30 groszy. Obecne podwyżki to jednak nie koniec.

- Niewykluczone, że w listopadzie, przy następnych dostawach mąki, cena chleba osiągnie 1,80 zł - przewiduje Bryczkowski.

Bochenek pochodzący z należącej do niego piekarni od kilku dni jest droższy o 30 groszy. Właściciel zaznacza, że na razie wykorzystuje zapasy tańszej mąki. Potem zmuszony będzie jeszcze bardziej podnieść cenę.

POSTAWIĆ NA JAKOŚĆ

Branża piekarnicza nie obawia się jednak poważniejszego kryzysu. Benedykt Bielski uważa, że od podwyżek cen mąki gorsza jest ekspansja dużych sklepów, które korzystają z usług piekarni spoza terenu miasta. Piekarze ze Szczytna ubolewają również nad tym, że nie otrzymują zamówień na dostawy chleba chociażby na potrzeby WSPol. czy aresztu śledczego.

- Mam za to sporo żalu do lokalnych władz. Zamiast wspierać miejscowe firmy, pozwalają, żeby zarabiali producenci z zewnątrz - mówi Bielski.

Piekarniom nie zagraża również sygnalizowany od jakiegoś czasu przez specjalistów od żywienia spadek spożycia pieczywa. Według Benedykta Bielskiego, takie zjawisko ma miejsce, ale jego powodem nie są bynajmniej zmiany w nawykach żywieniowych ludzi.

- Chleba spożywa się mniej, ale dlatego, że jest on po prostu kiepskiej jakości - uważa Bielski. Powodem tego ma być stosowanie przez innych piekarzy polepszaczy oraz środków chemicznych.

JEST Z CZEGO WYBIERAĆ

Troska o rentowność piekarni odbija się na zarobkach zatrudnionych w nich piekarzy. Wielu, zwłaszcza tych najbardziej doświadczonych, w poszukiwaniu lepszych wynagrodzeń wyjeżdża do Anglii. Prezes GS-u Kazimierz Samojluk przyznaje, że w firmowej piekarni "Rogalik" panuje spora rotacja pracowników.

- U nas i na Zachodzie piekarze zarabiają w zasadzie tyle samo, czyli pięć bochenków chleba za godzinę pracy. Tylko że tam bochenek kosztuje około dwóch euro, a w Polsce złotówkę - żartuje Samojluk.

Zdaniem prezesa, rąk do pracy na razie jednak nie brakuje.

- Na bieżąco szkolimy uczniów, wielu odbywa w naszej piekarni praktyki, najlepsi zostają na stałe. Na brak dobrze wykwalifikowanej kadry nie można narzekać - uważa Samojluk.

W trudnych czasach istotnym elementem walki o klienta jest poszerzanie asortymentu produktów. Obecnie większość piekarni produkuje około 30-40 rodzajów pieczywa. Niektóre wykazują się przy tym sporą fantazją. Benedykt Bielski postuluje zwrot ku piekarskiej tradycji.

- Przymierzam się do produkcji chleba mazurskiego, opartego na tradycyjnej recepturze, pieczonego na bazie ziemniaków i serwatki - uchyla rąbka tajemnicy właściciel piekarni.

Żaden z piekarzy nie mówi na razie o ograniczaniu produkcji. Zgodnie twierdzą, że bez względu na podwyżki, chleb był i będzie podstawowym elementem codziennego jadłospisu.

- Nawyki żywieniowe się zmieniają, ale trudno sobie wyobrazić, żeby ludzie przestali jeść pieczywo - tłumaczy Kazimierz Samojluk.

Wojciech Kułakowski

2006.08.30